3/13/2012

Rugelach, czyli strawberry fields forever

Wpadłam do sklepu Hanny po kilka drobiazgów i gaworząc z nią pobiadolilam o trudnościach  z kupnem świeżych drożdży. Zazwyczaj nie ma ich w sklepach, a jesli trafi sie jedna marna kostka 17-sto gramowa, graniczy to niemalże z cudem. Katem oka zauwazylam, ze Hania wyciagnela spod lady cos wielkosci malej cegly i polozyla to na ladzie. Wech mnie nie omylil: drozdze...tak, cegielka i to 500-gramowa...po chwili rzuca "piec dolcow." Hanna jest wspaniala. Na nic byly moje wykrety, ze takiej cegielki nie przerobie przed uplywem terminu przydatnosci do spozycia, bo Hania jakby czytajac moje mysli stwierdzila "no to je zamrozisz!" Obladowana drozdzami jade do domu i snuje plany. Migaja mi rozne pysznosci przed oczami. Jak automat rozcieram z cukrem porcje cegielki, z ktorej podskubuje kawalki, dolewam cieplej wody i odstawiam do sfermentowania. Sluchajac The Beatles, w pewnym momencie slysze "strawberry fields forever" i usmiecham sie  do samej siebie. Juz wiem, musza byc rugelch fields forever! To one zawsze kojarzyly mi sie z polami truskawek, choc kolor i zapach zupelnie nie ten. Dzialam szybko i celowo, wyciagnac z grubego skoroszytu przepis, skladniki wylozyc na stol, musza miec temperature pokojowa. Wszystko jest przygotowane. Mikser szumi i za chwile ciasto jest gotowe. Drzwi lodowki trzasnely przytlumionym dzwiekiem i przyszedl czas na spoczynek dla ciasta i dla mnie.

Ten przepis powstal przez przypadek, czy raczej powazny blad. Ale nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo. Po "spapraniu" znanego przepisu i tak je upieklam. Okazaly sie hitem. Pozniej upieklam je jeszcze raz i rodzina zgodnie stwierdzila , ze ten "spaprany" przepis to jest to! Ponizsza wersja jest z drozdzami typu instant.







       

    2/29/2012

    Spring in the kitchen

    Zima, prawdę mowiac, w ogóle u nas nie zagoscila. Wiosna cala para, wiec czas na porządki w ogrodzie, sadzenie kwiatów, sianie ziol i warzyw. Z ziołami bywa tu roznie. Pietruszka  z ubiegłego sezonu nadal stoi w  zielonych wielowarstwowych kieckach, rozmaryn ze szczypiorkiem maja się dobrze, oregano troszkę przybladło z braku gorącego slonca, a kolendra zupełnie mnie zaskoczyła, bo ni stad ni zowąd sama się wysiala w październiku i dzielnie nam sluzy do tej pory. A ja zawsze myslalam, ze kolendra to delikatna panienka. Blad. A mięta, która jak chwast się rozgoscila gwałtownie spakowała się wlasnie wtedy, kiedy jej najbardziej potrzebowałam, wredota do kwadratu. Ziolka!

    Czas na czesciowa przeprowadzke dla pietruszki. Uzbrojona w noz, podcielam jej skrzydła i z czuloscia zlozylam je na deseczce w kuchni. Sama mysl o tabbouleh zawsze wprawia mnie w dobry nastroj. Cala reszta leciala jak z platka. Kuskus namoczony, szczypior posiekany, pomidory w kosteczkach lsnia w miseczce, oliwa puszcza oczka, cytryna sie az prosi o uscisk. Lepiej byc nie moze. Noz zgrabnie tanczy po deseczce i w kilka minut pozniej miska jest wypelniona aromatami i kolorami: tabbouleh.




    Winter, to tell the truth, did never visit us. Spring has descended upon us full blast, so it’s time for gardening: planting flowers, sewing herbs and vegetables. Herbs here are a
    different story. My parsley from last year still stands from tall wearing multi-layer green
    dresses; rosemary and green onions are doing very well; oregano looks somewhat pale,
    missingthe heat of the summer sun; but cilantro has totally surprised me. Last October it
    came out of the blue from the scorched soil and has served us all the way through to now.
    I have always thought of cilantro as being a frail young lady. Wrong. And mint, which
    normally takes over like a pest, suddenly has packed up and departed from me just as I
    needed her the most. What a rotten beast! Herbs!

    Kubek zielonej herbaty na pisanie i pączki

    Wszystko zaczęło się na kilka tygodni przed tłustym czwartkiem. Długo, bo ponad 30 lat, nie robiłam pączków. Wiem, wstyd się przyznać.
    Dzień był szary, drożdże w lodowce zerkały na mnie smutnym okiem i data przydatności do spożycia. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, ze można je zamrozić, wiec decyzja musiała zapaść błyskawicznie: albo cos z nich zrobię, albo je wyrzucę...nieeee...wiec co? Niedawno robiłam jagodzianki wiec nic innego mnie pozostało jak zrobienie paczków. Przepisów w sieci jest mnóstwo, wiec zajrzałam do kilku blogów, pozmieniałam proporcje, i zaczęło się. Wyszły urzekająco pyszne! Rodzina krążyła jak sepy, ja przeszłam drugi chrzest bojowo-paczkowy i oto one.


     

    2/17/2012

    Chleb rosnie, blog sie pisze i kot mruczy.

    Chleb rosnie, blog sie pisze i kot moj mruczy


    Mial nie zaistniec, bo nie mial prawa przy notorycznym braku czasu. Posty byly zapisywane od czasu do czasu i "wisialy " w sieci czekajac cierpliwie na publikacje. Nagle mobilizacja: skoro wpisy sa, to niech wreszcie ujrza swiatlo dzienne! No i stalo sie. Blog jest, na razie bardzo skromny, ale przeciez nie od razu Krakow zbudowano.
    Bedzie o wszystkim co sie dzieje w mojej kuchni, o sztuce, ktora uprawiam zawodowo, o podrozach...bedzie sporo tego...o ogrodzie, ktory ubostwiam i roznych innych dziedzinach zycia, ot tak, o wszystkim co mi przyjdzie do glowy.
    Ciesze sie i zapraszam do czytania i korzystania z przepisow, pomyslow i fotografii. Mam prosbe, jesli chcesz jakas fotke skopiowac, prosze, spytaj o zgode i pozwolenie. Zdjecia sa mojego autorstwa i chetnie sie nimi podziele, ale prosze o uszanowanie moich praw autorskich. Z gory dziekuje.

    

    Bread is rising, blog is being written and my cat is purring

    My blog was not supposed to exist for a simple reason: notorious lack of time. Some posts written a while ago were saved to "Drafts" on Blogger and patiently awaited their publication. Sudden mobilization: since entries do exist, let them see the light of day! And so they did. This blog is presently very modest, but surely one has to start somewhere. It will be all about what's going on in my kitchen, about art, which I pursue professionally, about vacation and travel, my garden, which I love and various other areas of life. With other words about everything that comes to my mind.
    I'm happy to invite you to read and use the recipes, ideas and photographs. If you wish to copy a photo, please ask for my permission. The pictures were created by me and I will share them happily, but please respect my copyright. Thanks in advance.